sobota, 15 lutego 2014

Jak Elżbieta Łokietkówna straciła palce


,,Polak, Węgier, dwa bratanki: i do szabli, i do szklanki” - mówi staropolskie przysłowie, które po dzień dzisiejszy nie straciło bynajmniej na aktualności. Formuła ta miała powstać po upadku Konfederacji Barskiej, choć wcześniej istniała w nieco innej, bardziej rozbudowanej formie (zakończonej krótkim ,,... niech im Pan Bóg błogosławi”). Skąd wzięła się sama idea braterstwa między narodem Polskim i narodem Węgierskim jak dotąd nie udało się ustalić i prawdopodobnie kwestia ta do końca pozostanie tajemnicą. Wiemy jednak, że nie została uknuta z próżni (jak chociażby międzynarodowe braterstwo łączące wszystkich ludzi globu głoszone przez francuskich rewolucjonistów), lecz osadzono ją na solidnych historycznych podstawach.
Wprawdzie pierwsze kontakty węgiersko-polskie można zanotować od panowania chrześcijańskiego prekursora na tronie węgierskim, Stefana I Świętego, jednak ciągłość ówczesnej Korony Polskiej została zatrzymana przez rozbicie dzielnicowe. Mimo to już pierwszy odtwórca państwa polskiego, Władysław Łokietek, kontynuował aktywną politykę porozumienia z Węgrami. Jego pierwszym krokiem w tym kierunku było wydanie córki Elżbiety za władcę Węgier Karola Roberta. Wprawdzie gest ten Łokietek wykonał dopiero po własnej koronacji (co stanowi pozytywny przełom w relacjach między oboma władcami), ale krok ten szybko potwierdził następnym – wysłał swego syna, Kazimierza, z misją dyplomatyczną by przypieczętował związek obu krajów. Podczas tej wyprawy przyszłego króla Polski (którego powszechnie nazywamy wielkim) doszło do niebywałego incydentu, w którym wielu ówczesnych dziejopisów węgierskich dopatrywało się początku klęski ich ojczyzny...
Króla Kazimierza Wielkiego znamy przede wszystkim z faktu, iż ,,zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”. Niewiele to jednak mówi o postaci samego władcy. Wiemy na przykład, że nie był szczególnie utalentowanym wodzem, ale za to sprawnym politykiem (głównie dzięki zabiegom dyplomatycznym rozszerzył Koronę Polską o Ruś Halicko-Włodzimierską, choć z drugiej strony dopuścił utratę Śląska). Ponadto nie wspomina się często o jego konflikcie z Kościołem Katolickim oraz licznych przywilejach, jakimi obdarzył nowo przybyłych do Polski Żydów. Pomijane są także liczne romanse, których słynny początek miał miejsce podczas wspomnianej wyprawy dyplomatycznej na Węgry, gdzie posługiwała niejaka Klara Zach – córka węgierskiego możnowładcy, wyróżniająca się spośród innych dwórek wyjątkową urodą. Nic zatem dziwnego, że królewicz Kazimierz ją właśnie upatrzył sobie za cel i z pomocą swej siostry, królowej Węgier, Elżbiety, ,,zwabił” młodą dwórkę do swojej komnaty. Co zaszło w komnacie przyszłego króla? Nie wiadomo. Jedni powiadają, że był to ot zwykły romans, inni zaś, że Kazimierz zgwałcił młodą Klarę Zach. Tak czy inaczej konsekwencje były tragiczne.
Wkrótce o zajściu dowiedział się Felicjan Zach, ojciec Klary, i postanowił pomścić własną córkę. Jednakże królewicz Kazimierz wyjechał już do Polski, zatem jedynym właściwym celem jego gniewu mogła pozostać królowa Elżbieta oraz jej mąż – Karol Robert. Wystarczyło tylko wyczekać odpowiednich okoliczności, by plan wdrożyć w życie...
Okazja nadarzyła się 17 kwietnia 1330 roku. Na zamku w Wyszehradzie zebrała się całą rodzina królewska i – co najważniejsze – bez szczególnych środków ostrożności zasiadła do obiadu. Straż przerzedzono, a z zaproszonych gości była wyłącznie najbliższa rodzina. Felicjan Zach postanowił działać. Jako wysoko postawiony możnowładca nie miał większych problemów z dostaniem się na zamek w towarzystwie kilku wiernych towarzyszy. Wówczas to wtargnęli oni do sali bankietowej. Felicjan sam rzucił się na parę królewską, celując mieczem w króla Karola Roberta. Jednakże w szaleńczej furii nie przewidział, że żona monarchy może zdobyć się na niezwykły akt odwagi i miłości, zasłaniając męża własnym ciałem. Po tym heroicznym kroku Elżbieta Łokietkówna straciła palce w prawej dłoni, choć jej oddanie pozwoliło zachować przy życiu jej małżonka. Zach zdołał rzucić się jeszcze w stronę synów pary królewskiej, lecz jego zamiary powstrzymał niejaki Jan – podczaszy królowej Elżbiety.
Felicjan zginął na miejscu, zaś jego rodzinę spotkała okrutna kara. Właśnie po owym ciągu zdarzeń los odwrócił się od Królestwa Węgier, doprowadzając do ostatecznego upadku państwa po Bitwie pod Mohaczem w 1526 roku. W każdym razie nie ulega najmniejszej wątpliwości, że krok, na jaki odważyła się królowa Elżbieta stanowi niebywale jasny punkt tych wydarzeń.

Suplement:
Jako że baśniopisarz nie może sobie pozwolić na dywagowanie nad źródłami, a czasami jest to po prostu konieczne, będę umieszczał krótkie notki na zakończenie tekstu w celu wyjaśnienia pewnych spornych kwestii. Otóż...
Istnieje mnóstwo relacji na temat przebiegu zdarzeń w komnacie jadalnej zamku wyszehradzkiego, jednakże w zasadzie wszystkie opisy różnią się czymś od siebie, zatem trudno stwierdzić, który z nich jest autentyczny. Czasami mówi się, że to król uratował życie królowej, a nie odwrotnie, zaś innym razem pojawia się relacja, że Karol Robert zwyczajnie schował się pod stół na czas zamachu. Oczywiście nie sposób dojść prawdy, więc w zasadzie trzeba wybrać którąś z wersji. Mimo wszystko nie wydaje mi się, by monarcha miał dość czasu, żeby się chować. Poza tym wydaje mi się, iż to kobiety bardziej skłonne są do aktu miłości, jakim jest chęć oddania życia za małżonka. Dlatego właśnie wybrałem tę wersję.
Jest jeszcze jedna kwestia: mówi się, że żadnego romansu na dworze nie było, a zamach Felicjana był próbą obalenia króla i przejęcia władzy. Ta wersja często uchodzi za oficjalną, chociaż... nie wydaje się nazbyt prawdopodobna, mówiąc wprost. Felicjan Zach musiał być człowiekiem pozbawionym rozumu, skoro myślał, że jeśli tylko zamorduje króla całe Węgry rzucą się do jego kolan. To nie fantastyczny świat Władcy Pierścieni, gdzie aby pobić wroga wystarczy zniszczyć tylko wodza armii (w tym wypadku Saurona, a raczej jego Jedyny Pierścień). Aby przejąc władzę potrzebne są elity zastępcze i duże grono popierające nowego monarchę (że o wojskach i poparciu międzynarodowym nie wspomnę). W tamtych czasach królobójstwo uchodziło za akt ohydny i wątpliwe, by papież czy cesarz udzielili takiemu mordercy błogosławieństwa i jednocześnie namaścili na nowego władcę.

Wersja ta to raczej wynik patrzenia na życie nie tak, jak patrzono dawniej, ale ocenianie historii poprzez pryzmat współczesności – wiemy przecież, że obecnie nie ma granic, które blokowałyby potencjalnych kandydatów do władzy. Nie znaczy to jednak, że kiedyś nie było inaczej. 

3 komentarze:

  1. "Polskim i narodem Węgierskim jak dotąd nie udało się ustalić i prawdopodobnie" - "oraz" można wstawić w pierwsze "i".

    "że nie została uknuta z próżni" - "uknuta"? A nie przypadkiem wykuta/ukuta? Trochę mi nie gra to słowo.

    "chociaż... nie trzyma się kupy, mówiąc wprost." - nie łamałbym konwencji aż tak bardzo, przechodzić do trochę zbyt potocznej mowy w tym kawałku.

    Całkiem ciekawa historia, interesujący suplement. Oby tak dalej, z przyjemnością się to czyta.

    Jeśli chodzi o czcionkę - albo trochę ją zmniejsz, albo wywal pogrubienie. W zasadzie optuję za pierwszą wersją - jeden albo dwa rozmiary czcionki w dół, zostawić pogrubienie.

    Tyle.
    Czekam do następnej niedzieli ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za przeczytanie i wytknięcie błędów. Przyznam szczerze, że sam tekstu przed wrzuceniem nie sprawdziłem, bo licencjat sporo czasu pochłania.

    Jeśli chodzi o czcionkę: zrobi się. Pogrubienia nie zlikwiduję, bo okazuje się, że to już jest bez pogrubienia. Ale następny tekst będzie nieco mniejszy, więc powinno się unormować.

    Dzięki raz jeszcze i zapraszam za tydzień na opowieść o Balianie z Ibelinu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 52 year-old Speech Pathologist Deeanne Mapston, hailing from Manitouwadge enjoys watching movies like Outsiders (Ceddo) and Coloring. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Sierra 3500. dlaczego nie sprawdzic tutaj

    OdpowiedzUsuń