,,Polak, Węgier, dwa bratanki:
i do szabli, i do szklanki” - mówi staropolskie przysłowie, które
po dzień dzisiejszy nie straciło bynajmniej na aktualności.
Formuła ta miała powstać po upadku Konfederacji Barskiej, choć
wcześniej istniała w nieco innej, bardziej rozbudowanej formie
(zakończonej krótkim ,,... niech im Pan Bóg błogosławi”). Skąd
wzięła się sama idea braterstwa między narodem Polskim i narodem
Węgierskim jak dotąd nie udało się ustalić i prawdopodobnie
kwestia ta do końca pozostanie tajemnicą. Wiemy jednak, że nie
została uknuta z próżni (jak chociażby międzynarodowe braterstwo łączące wszystkich ludzi globu głoszone przez francuskich rewolucjonistów), lecz osadzono ją na
solidnych historycznych podstawach.
Wprawdzie pierwsze kontakty
węgiersko-polskie można zanotować od panowania chrześcijańskiego
prekursora na tronie węgierskim, Stefana I Świętego, jednak
ciągłość ówczesnej Korony Polskiej została zatrzymana przez
rozbicie dzielnicowe. Mimo to już pierwszy odtwórca państwa
polskiego, Władysław Łokietek, kontynuował aktywną politykę
porozumienia z Węgrami. Jego pierwszym krokiem w tym kierunku było
wydanie córki Elżbiety za władcę Węgier Karola Roberta.
Wprawdzie gest ten Łokietek wykonał dopiero po własnej koronacji
(co stanowi pozytywny przełom w relacjach między oboma władcami),
ale krok ten szybko potwierdził następnym – wysłał swego syna,
Kazimierza, z misją dyplomatyczną by przypieczętował związek obu
krajów. Podczas tej wyprawy przyszłego króla Polski (którego
powszechnie nazywamy wielkim) doszło do niebywałego incydentu, w
którym wielu ówczesnych dziejopisów węgierskich dopatrywało się
początku klęski ich ojczyzny...
Króla Kazimierza Wielkiego
znamy przede wszystkim z faktu, iż ,,zastał Polskę drewnianą, a
zostawił murowaną”. Niewiele to jednak mówi o postaci samego
władcy. Wiemy na przykład, że nie był szczególnie utalentowanym
wodzem, ale za to sprawnym politykiem (głównie dzięki zabiegom
dyplomatycznym rozszerzył Koronę Polską o Ruś
Halicko-Włodzimierską, choć z drugiej strony dopuścił utratę
Śląska). Ponadto nie wspomina się często o jego konflikcie z
Kościołem Katolickim oraz licznych przywilejach, jakimi obdarzył
nowo przybyłych do Polski Żydów. Pomijane są także liczne
romanse, których słynny początek miał miejsce podczas wspomnianej
wyprawy dyplomatycznej na Węgry, gdzie posługiwała niejaka Klara
Zach – córka węgierskiego możnowładcy, wyróżniająca się
spośród innych dwórek wyjątkową urodą. Nic zatem dziwnego, że
królewicz Kazimierz ją właśnie upatrzył sobie za cel i z pomocą
swej siostry, królowej Węgier, Elżbiety, ,,zwabił” młodą
dwórkę do swojej komnaty. Co zaszło w komnacie przyszłego króla?
Nie wiadomo. Jedni powiadają, że był to ot zwykły romans, inni
zaś, że Kazimierz zgwałcił młodą Klarę Zach. Tak czy inaczej
konsekwencje były tragiczne.
Wkrótce o zajściu dowiedział
się Felicjan Zach, ojciec Klary, i postanowił pomścić własną
córkę. Jednakże królewicz Kazimierz wyjechał już do Polski,
zatem jedynym właściwym celem jego gniewu mogła pozostać królowa
Elżbieta oraz jej mąż – Karol Robert. Wystarczyło tylko
wyczekać odpowiednich okoliczności, by plan wdrożyć w życie...
Okazja nadarzyła się 17
kwietnia 1330 roku. Na zamku w Wyszehradzie zebrała się całą
rodzina królewska i – co najważniejsze – bez szczególnych
środków ostrożności zasiadła do obiadu. Straż przerzedzono, a z
zaproszonych gości była wyłącznie najbliższa rodzina. Felicjan
Zach postanowił działać. Jako wysoko postawiony możnowładca nie
miał większych problemów z dostaniem się na zamek w towarzystwie
kilku wiernych towarzyszy. Wówczas to wtargnęli oni do sali
bankietowej. Felicjan sam rzucił się na parę królewską, celując
mieczem w króla Karola Roberta. Jednakże w szaleńczej furii nie
przewidział, że żona monarchy może zdobyć się na niezwykły akt
odwagi i miłości, zasłaniając męża własnym ciałem. Po tym
heroicznym kroku Elżbieta Łokietkówna straciła palce w prawej
dłoni, choć jej oddanie pozwoliło zachować przy życiu jej
małżonka. Zach zdołał rzucić się jeszcze w stronę synów pary
królewskiej, lecz jego zamiary powstrzymał niejaki Jan –
podczaszy królowej Elżbiety.
Felicjan zginął na miejscu,
zaś jego rodzinę spotkała okrutna kara. Właśnie po owym ciągu
zdarzeń los odwrócił się od Królestwa Węgier, doprowadzając do
ostatecznego upadku państwa po Bitwie pod Mohaczem w 1526 roku. W
każdym razie nie ulega najmniejszej wątpliwości, że krok, na jaki
odważyła się królowa Elżbieta stanowi niebywale jasny punkt tych
wydarzeń.
Suplement:
Jako że baśniopisarz nie może
sobie pozwolić na dywagowanie nad źródłami, a czasami jest to po
prostu konieczne, będę umieszczał krótkie notki na zakończenie
tekstu w celu wyjaśnienia pewnych spornych kwestii. Otóż...
Istnieje mnóstwo relacji na
temat przebiegu zdarzeń w komnacie jadalnej zamku wyszehradzkiego,
jednakże w zasadzie wszystkie opisy różnią się czymś od siebie,
zatem trudno stwierdzić, który z nich jest autentyczny. Czasami
mówi się, że to król uratował życie królowej, a nie odwrotnie,
zaś innym razem pojawia się relacja, że Karol Robert zwyczajnie
schował się pod stół na czas zamachu. Oczywiście nie sposób
dojść prawdy, więc w zasadzie trzeba wybrać którąś z wersji.
Mimo wszystko nie wydaje mi się, by monarcha miał dość czasu,
żeby się chować. Poza tym wydaje mi się, iż to kobiety bardziej
skłonne są do aktu miłości, jakim jest chęć oddania życia za
małżonka. Dlatego właśnie wybrałem tę wersję.
Jest jeszcze jedna kwestia: mówi
się, że żadnego romansu na dworze nie było, a zamach Felicjana
był próbą obalenia króla i przejęcia władzy. Ta wersja często
uchodzi za oficjalną, chociaż... nie wydaje się nazbyt prawdopodobna, mówiąc
wprost. Felicjan Zach musiał być człowiekiem pozbawionym rozumu,
skoro myślał, że jeśli tylko zamorduje króla całe Węgry rzucą
się do jego kolan. To nie fantastyczny świat Władcy Pierścieni,
gdzie aby pobić wroga wystarczy zniszczyć tylko wodza armii (w tym
wypadku Saurona, a raczej jego Jedyny Pierścień). Aby przejąc
władzę potrzebne są elity zastępcze i duże grono popierające
nowego monarchę (że o wojskach i poparciu międzynarodowym nie
wspomnę). W tamtych czasach królobójstwo uchodziło za akt ohydny
i wątpliwe, by papież czy cesarz udzielili takiemu mordercy
błogosławieństwa i jednocześnie namaścili na nowego władcę.
Wersja ta to raczej wynik
patrzenia na życie nie tak, jak patrzono dawniej, ale ocenianie
historii poprzez pryzmat współczesności – wiemy przecież, że
obecnie nie ma granic, które blokowałyby potencjalnych kandydatów
do władzy. Nie znaczy to jednak, że kiedyś nie było inaczej.
"Polskim i narodem Węgierskim jak dotąd nie udało się ustalić i prawdopodobnie" - "oraz" można wstawić w pierwsze "i".
OdpowiedzUsuń"że nie została uknuta z próżni" - "uknuta"? A nie przypadkiem wykuta/ukuta? Trochę mi nie gra to słowo.
"chociaż... nie trzyma się kupy, mówiąc wprost." - nie łamałbym konwencji aż tak bardzo, przechodzić do trochę zbyt potocznej mowy w tym kawałku.
Całkiem ciekawa historia, interesujący suplement. Oby tak dalej, z przyjemnością się to czyta.
Jeśli chodzi o czcionkę - albo trochę ją zmniejsz, albo wywal pogrubienie. W zasadzie optuję za pierwszą wersją - jeden albo dwa rozmiary czcionki w dół, zostawić pogrubienie.
Tyle.
Czekam do następnej niedzieli ;)
Dzięki za przeczytanie i wytknięcie błędów. Przyznam szczerze, że sam tekstu przed wrzuceniem nie sprawdziłem, bo licencjat sporo czasu pochłania.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o czcionkę: zrobi się. Pogrubienia nie zlikwiduję, bo okazuje się, że to już jest bez pogrubienia. Ale następny tekst będzie nieco mniejszy, więc powinno się unormować.
Dzięki raz jeszcze i zapraszam za tydzień na opowieść o Balianie z Ibelinu :)
52 year-old Speech Pathologist Deeanne Mapston, hailing from Manitouwadge enjoys watching movies like Outsiders (Ceddo) and Coloring. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Sierra 3500. dlaczego nie sprawdzic tutaj
OdpowiedzUsuń